środa, 14 grudnia 2011

" (...) "Pan Bóg nie ma tyłka" - to nie był żart ani złośliwość, ani zwyczajna głupota. To był po prostu jej duchowy wybuch. Takimi słowami rzucała się jednym skokiem na pana Boga, a On ją łapał. Anna wiedziała, że ją złapie, wiedziała, że nic nie ryzykuje. Nie było innej drogi, po prostu tak było trzeba. To był jej sposób przyjmowania zbawienia. Ze mną bawiła się podobnie. Oddalała się trochę, a potem wracała pędem i rzucała się na mnie. Bieg był przemyślany i pełen wigoru, ale natychmiast po skoku stawała się zupełnie bierna i bezwładna. Nie robiła nic, żeby mi pomóc ją złapać, ani nic dla swojego bezpieczeństwa.   Bezpieczeństwo polegało dla niej właśnie na tym, żeby tego nie robić; zbawienie polegało na zaufaniu. Ludzkie bezpieczeństwo jest łatwe. Wystarczy przyjąć, że pan Bóg to coś w rodzaju nadczłowieka, który nie golił się mniej więcej od pół roku, aniołowie to ludzie ze skrzydłami, a cherubiny to tłuste niemowlęta, o skrzydełkach tak małych, że nie uniosłyby wróbla, a cóż dopiero trzydziestokilowe pyzate bobo. Ale zbawienie było dla Anny możliwe tylko przez ten twórczy bunt przeciwko takim obrazom bezpieczeństwa."

Fynn, "Halo, pan Bóg? Tu Anna.."